No, to z głowy



Dzień przetrawiony deszczem,
papierosami, tanim winem,
chlebem bez odbiorcy rzuconym na stół.

Skrzypi niechętnie dwukółka sumienia:
spisane na straty, odfajkowane i dalej wio, choćby na czworakach
w to życie.

Wieczór  zapada
jak wyrok i zostaje jeszcze
dziesięć hektarów nocy
do zagospodarowania.

O świcie
znów targowisko próżności
wśród drzew.