Porządki



To już było. Tamto też.
Nad-ranna bezsenność i szare smugi
na nie umytych ścianach. Zmienny

negatyw nieba. Coraz bledsza kalka
kolejnych tygodni, miesięcy.
Roku?

Odgrzebałam wreszcie niedopałek
po swoim życiu. Co następne.

Włosy się tłuszczą.
Paznokcie się kruszą.
Świat mi przecieka
przez nieszczelne okno.

Ballada przejrzała



Jak białe próchno jak słodką zdobycz
jak żuk swą kulę
toczy mnie jesień.

Jej garb się syci moja krew gaśnie -
ślad po zapałce na czubku palca
tam pocałunek po ostrzu noża
przeżuta skóra kruche kolana.

Zachodzi zieleń w mojej oazie
i wschodzi zima chrzęści jej zbroja.
Jeszcze się szczyci swoją nagrodą -
jak kaszmir gładką powierzchnią oka

struny wiotczeją palce po gryfie
coraz niechętniej dźwięki fałszywe.

Garb coraz tłustszy oddech za krótki
w mojej gospodzie przykucnął złodziej.
Jego łup pewny mury się kruszą
stróż dawno poszedł stąd precz i pije.

Czas się przewraca po swym posłaniu
przez moje ciało
toczy się kamień.