ballada przebudzona



strach nie ma oczu
strach ma tylko usta
w których przeżuwa mnie jak mokry kamień

przez strużkę śliny prześwituje niebo brzemienne śniegiem
albo bożą plagą.

psy chodzą we śnie ciągane przez księżyc
który co miesiąc wysysa swój bakszysz
i mnie za język ciągną sny o śniegu
pościeli którą śmierć już cicho mości

sąsiad astmatyk kaszle pod sufitem
ślady rąk cudzych spływają ze skóry
i na parkingu drzwi od aut trzaskają
charczą silniki
zadławione mrozem.