Dzisiaj z rana
podglądałam zimę jak wygrzebuje się niezdarnie
z ciemnej alkowy listopada.
Niby jeszcze nic –
trochę szarej szadzi na pokrowcach liści
zasuszony nagle w przestrzeni wydech.
Grafitowe kałuże połykają gładko jak komunię
pierwsze płatki śniegu : o zmierzchu
prowadzony na krótkim powrozie
grudzień
staje dęba nad cynowym dachem stajni.
Śni mu się że żużel zamienia się
w siano.