O, idzie ta wariatka



Tutaj mieszkam, mówi.
Płot podparty wiatrem chwiejnym,
pies bezzębny stróżem.
Moje drzwi na wióry do niebios
zheblowane.
Mój barłóg moją twierdzą, a tobie
niech lżejsza będzie belka w oku twoim.
Mój kubek z dnem ubitym,
mój nóż bez ostrza, za to
z aniołem stróżem na rękojeści, szkoda że bez skrzydeł.
Moja strawa - wygotowane do białości
kości dni.
Jak je wyssać do końca,
to potem można gwizdać w nie

                     - rok cały wygrać
                       jak sam ten Vivaldi.